1) Świadkowie Jehowy nie godzą się, z powodów religijnych, na transfuzję krwi. Często odmawiają zgody na przeprowadzenie tej procedury także wobec swoich własnych dzieci. Czy w ramach demokracji liberalnej mają do tego prawo? Przecież to ich własne dzieci. Czy mają do tego prawo także w momencie, kiedy brak zgody na tę procedurę stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia dziecka?
Na szczęście nie.
Zarówno w świetle prawa polskiego, jak i w świetle orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (np. J.G., G.R., R.R., Y.R. v. Szwajcaria, w której uznano, że obowiązkowe badania dentystyczne są uzasadnione względem zdrowia publicznego oraz sprawa Boffa i in. v. San Marino, w którym uznano, że wprowadzenie obowiązku szczepień jest uzasadnione i zgodne z ust2 art8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.).
2) Antyszczepionkowcy odmawiają poddania swoich dzieci procedurze szczepień obowiązkowych. Czy mają do tego prawo? Przecież to ich własne dzieci? Zarówno w świetle prawa polskiego, jak i przywołanych orzeczeń EKPC nie mają.
Tak antyszczepionkowcy, jak i Świadkowie Jehowy wzburzają się, kiedy prawo ogranicza ich wolę decydowania o własnym dziecku. Skupię się na argumentach antyszczepionkowców, także tych, które padały w komentarzach do wcześniejszego posta.
a) Jestem wolny. Jestem autonomiczny. Mogę decydować w kwestiach związanych z moją osobą, jak i w kwestiach związanych z moim dzieckiem.
Idea wolności w demokracji liberalnej ma swą granicę - jest nią przede wszystkim wolność drugiego człowieka, także mojego dziecka. Jeżeli wierzę, że pewne działanie jest korzystne dla mojego dziecka (np. powstrzymanie się od transfuzji, nieszczepienie, procedura "obrzezania" dziewczynek, wypędzania złego demona, bądź włożenia dziecka na trzy zdrowaśki do pieca w celu wyleczenia), to prawo mnie od tego powstrzyma. Jestem wielkim zwolennikiem szeroko rozumianej zasady autonomii, dałem temu wyraz m.in. w wielu wpisach tego bloga oraz kilku artykułach. Zasada autonomii zawsze była i jest w pewnym stopniu ograniczona. Im mniej ograniczenia, tym lepiej. Nie możesz jednak, korzystając ze swej wolności, szkodzić drugiemu.
b) Zalecenia medyczne wciąż się zmieniają. To, co było polecane kilka lat temu, dziś bywa uznane za niewskazane.
Jak w każdej nauce operującej uogólnieniem powtarzalnych zjawisk (a więc bazującej na rozumowaniu indukcyjnym), w medycynie może nastąpić zmiana zaleceń, jeśli odkryte zostaną np. nowe zjawiska, zmienne itd.
Istnieją badania biomedyczne (w tym badania szczepionek i leków) o różnorakiej wiarygodności. Poziom wiarygodności ich wyników opisują zasady opracowane w ramach Evidence Based Medicine (EBM), (medycyny opartej na faktach, medycyny opartej na dowodach).
W skrócie: najwyższą wiarygodność mają tzw. metanalizy badań randomizowanych. Są to artykuły podsumowujące wyniki badań opisane w wielu innych artykułach prowadzonych na całym świecie, w różnych ośrodkach. Najcenniejszymi badaniami jednostkowymi są przy tym badania randomizowane, najlepiej "podwójnie ślepe", tzn. takie, w których pewna grupa ludzi przyjmuje np. jakiś farmaceutyk, a inna, przyjmuje komparator (skuteczny lek dostępny na rynku bądź np. placebo). Ani lekarze-badacze, ani pacjenci nie wiedzą przy tym, kto przyjmuje testowany specyfik, a kto komparator (np. placebo). Nie ma tu więc mowy o zafałszowaniu danych (nie wiesz co fałszujesz - dane dotyczące komparatora, czy testowanego farmaceutyku). Obecne standardy prowadzenia badań z udziałem ludzi są bardzo wyśrubowane. Szczegóły np. w książce pod moją współredakcją "Badania z udziałem ludzi w biomedycynie. Standardy międzynarodowe".
Zalecenia dotyczące szczepień obowiązkowych bazują na badaniach prowadzonych od wielu lat, w wielu krajach i spełniających najwyższy poziom wiarygodności EBM. Duża część tych badań (choć nie wszystkie), to badania finansowane z funduszy publicznych. Dlatego nie ma tutaj mowy o możliwości sfałszowania ich przez firmę, która chce sprzedać szczepionkę.
W wielu krajach istnieją rządowe agencje, które mają za zadanie ocenę jakości danego farmaceutyku bądź procedury medycznej. W Polsce jest to Agencja Oceny Technologii Medycznych, częściowo także Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, w Wielkiej Brytanii jest to NICE, w USA FDA. Są to jednostki, których zadaniem jest m.in. eliminacja leków i procedur medycznych o wątpliwej skuteczności.
Jeżeli ktoś uznaje, że istnieje spisek firm farmaceutycznych, próbujących wcisnąć nam obowiązkowe szczepionki, musi jednocześnie uznać, że spisek ten obejmuje dziesiątki tysięcy naukowców, badaczy i urzędników.
c) Wyniki badań biomedycznych są sfałszowane przez firmy farmaceutyczne
Zawsze i wszędzie możliwe są nadużycia. Od lat znane i opisywane jest np. zjawisko przedstawiania w pozytywnym świetle wyników badań sponsorowanych przez firmy farmaceutyczne (1). Dzięki temu jednak badania sponsorowane przez pharma bussines są uznane za nieco mniej wiarygodne niż badania ze środków publicznych. Każdy badacz sponsorowany przez firmy farmaceutyczne w razie publikacji wyników badań jest zobowiązany do złożenia oświadczenia o istnieniu konfliktu interesów (np. faktu, że jest sponsorowany przez firmę, której produkt badał). Takie oświadczenia są publicznie dostępne na stronach internetowych czasopism naukowych. Dzięki temu łatwo zidentyfikować badania, które tracą przez to na wiarygodności (nie w sensie EBM).
Istnieje podejrzenie, że w 2009 roku WHO ogłosiła wybuch pandemii grypy w wyniku lobbingu firm farmaceutycznych produkujących szczepionkę. Trwa w tej sprawie śledztwo. Jeżeli wyniki śledztwa potwierdzą ten zarzut, to będzie to jeden z największych skandali tego typu. Podejrzenia dotyczące manipulacji pojawiły się bardzo szybko i zostały natychmiast upublicznione. Moim zdaniem potwierdza to, że system alarmowy dotyczący wiarygodności wyników badań działa.
Podobne błędy są niezmiernie mało prawdopodobne (celowo nie używam określenia nieprawdopodobne) w przypadku szczepień obowiązkowych. Badania nad nimi trwały bowiem wiele lat i spełniają najwyższe standardy wiarygodności.
d) Istnieje ryzyko wystąpienia powikłań po procedurze medycznej (np. po szczepieniu)
Każda procedura medyczna niesie za sobą pewne ryzyko. Albo ufasz wynikom badań i rachunkowi prawdopodobieństwa, i szczepisz, albo poddajesz się emocjom po obejrzeniu np. filmu o bliźniakach z Lublina.
Warto dodać jednak, że w drugim przypadku wyciągasz nieprawidłowe wnioski z analizy danych - wybrałeś bowiem rozwiązanie bardziej ryzykowne dla swojego dziecka.
e) Mój znajomy lekarz jest sceptyczny wobec szczepień
W lipcu 2011 r. w Polsce liczba czynnych zawodowo lekarzy wynosiła 121,4 tys. Wśród nich znajdą się na pewno tacy, którzy są sceptyczni wobec różnorakich procedur medycznych. Problem polega na tym, aby wiedzieć, czy dany lekarz ignoruje wyniki badań biomedycznych, czy nie. W styczniowej "Medycynie po Dyplomie" opisywałem historię pediatry mojego dziecka, który powiedział, że nie przepisze dziecku jakiegoś leku, bo jego wnuk po nim wymiotował. W takim wypadku nie ma sensu przeprowadzać wiarygodnych, długotrwałych badań na dużych próbach!
f) Szczepienia przyczyniają się do powstania autyzmu
W 1998 r. Andrew Wakefield opublikował badania, wedle których szczepienia wiążą się z powstaniem autyzmu. Wkrótce okazało się, że dane, których użył zostały sfałszowane (2).
O niskiej wiarygodności wypowiedzi legendy polskiego ruchu antyszczepionkowego, prof. Majewskiej powiedziano już wystarczająco dużo.
Wszystkie powyższe powody sprawiają, że uznając konieczność darzenia instytucji życia publicznego ograniczonym zaufaniem, kibicując różnym formom monitorowania ich i piętnowania ich nadużyć, uważam, że ruch antyszczepionkowy to dead end.
Unikanie obowiązkowego szczepienia dzieci jest nieracjonalne, nieodpowiedzialne i nieetyczne.
(1) Als-Nielsen, B. (2003). Association of Funding and Conclusions in Randomized Drug Trials: A Reflection of Treatment Effect or Adverse Events? JAMA: The Journal of the American Medical Association, 290 (7), 921-928 DOI: 10.1001/jama.290.7.921
(2) Godlee F, Smith J, & Marcovitch H (2011). Wakefield's article linking MMR vaccine and autism was fraudulent. BMJ (Clinical research ed.), 342 PMID: 21209060
Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.microbiologyonline.org.uk/

Na szczęście nie.
Zarówno w świetle prawa polskiego, jak i w świetle orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (np. J.G., G.R., R.R., Y.R. v. Szwajcaria, w której uznano, że obowiązkowe badania dentystyczne są uzasadnione względem zdrowia publicznego oraz sprawa Boffa i in. v. San Marino, w którym uznano, że wprowadzenie obowiązku szczepień jest uzasadnione i zgodne z ust2 art8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.).
2) Antyszczepionkowcy odmawiają poddania swoich dzieci procedurze szczepień obowiązkowych. Czy mają do tego prawo? Przecież to ich własne dzieci? Zarówno w świetle prawa polskiego, jak i przywołanych orzeczeń EKPC nie mają.
Tak antyszczepionkowcy, jak i Świadkowie Jehowy wzburzają się, kiedy prawo ogranicza ich wolę decydowania o własnym dziecku. Skupię się na argumentach antyszczepionkowców, także tych, które padały w komentarzach do wcześniejszego posta.
a) Jestem wolny. Jestem autonomiczny. Mogę decydować w kwestiach związanych z moją osobą, jak i w kwestiach związanych z moim dzieckiem.
Idea wolności w demokracji liberalnej ma swą granicę - jest nią przede wszystkim wolność drugiego człowieka, także mojego dziecka. Jeżeli wierzę, że pewne działanie jest korzystne dla mojego dziecka (np. powstrzymanie się od transfuzji, nieszczepienie, procedura "obrzezania" dziewczynek, wypędzania złego demona, bądź włożenia dziecka na trzy zdrowaśki do pieca w celu wyleczenia), to prawo mnie od tego powstrzyma. Jestem wielkim zwolennikiem szeroko rozumianej zasady autonomii, dałem temu wyraz m.in. w wielu wpisach tego bloga oraz kilku artykułach. Zasada autonomii zawsze była i jest w pewnym stopniu ograniczona. Im mniej ograniczenia, tym lepiej. Nie możesz jednak, korzystając ze swej wolności, szkodzić drugiemu.
b) Zalecenia medyczne wciąż się zmieniają. To, co było polecane kilka lat temu, dziś bywa uznane za niewskazane.
Jak w każdej nauce operującej uogólnieniem powtarzalnych zjawisk (a więc bazującej na rozumowaniu indukcyjnym), w medycynie może nastąpić zmiana zaleceń, jeśli odkryte zostaną np. nowe zjawiska, zmienne itd.
Istnieją badania biomedyczne (w tym badania szczepionek i leków) o różnorakiej wiarygodności. Poziom wiarygodności ich wyników opisują zasady opracowane w ramach Evidence Based Medicine (EBM), (medycyny opartej na faktach, medycyny opartej na dowodach).
W skrócie: najwyższą wiarygodność mają tzw. metanalizy badań randomizowanych. Są to artykuły podsumowujące wyniki badań opisane w wielu innych artykułach prowadzonych na całym świecie, w różnych ośrodkach. Najcenniejszymi badaniami jednostkowymi są przy tym badania randomizowane, najlepiej "podwójnie ślepe", tzn. takie, w których pewna grupa ludzi przyjmuje np. jakiś farmaceutyk, a inna, przyjmuje komparator (skuteczny lek dostępny na rynku bądź np. placebo). Ani lekarze-badacze, ani pacjenci nie wiedzą przy tym, kto przyjmuje testowany specyfik, a kto komparator (np. placebo). Nie ma tu więc mowy o zafałszowaniu danych (nie wiesz co fałszujesz - dane dotyczące komparatora, czy testowanego farmaceutyku). Obecne standardy prowadzenia badań z udziałem ludzi są bardzo wyśrubowane. Szczegóły np. w książce pod moją współredakcją "Badania z udziałem ludzi w biomedycynie. Standardy międzynarodowe".
Zalecenia dotyczące szczepień obowiązkowych bazują na badaniach prowadzonych od wielu lat, w wielu krajach i spełniających najwyższy poziom wiarygodności EBM. Duża część tych badań (choć nie wszystkie), to badania finansowane z funduszy publicznych. Dlatego nie ma tutaj mowy o możliwości sfałszowania ich przez firmę, która chce sprzedać szczepionkę.
W wielu krajach istnieją rządowe agencje, które mają za zadanie ocenę jakości danego farmaceutyku bądź procedury medycznej. W Polsce jest to Agencja Oceny Technologii Medycznych, częściowo także Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, w Wielkiej Brytanii jest to NICE, w USA FDA. Są to jednostki, których zadaniem jest m.in. eliminacja leków i procedur medycznych o wątpliwej skuteczności.
Jeżeli ktoś uznaje, że istnieje spisek firm farmaceutycznych, próbujących wcisnąć nam obowiązkowe szczepionki, musi jednocześnie uznać, że spisek ten obejmuje dziesiątki tysięcy naukowców, badaczy i urzędników.
c) Wyniki badań biomedycznych są sfałszowane przez firmy farmaceutyczne
Zawsze i wszędzie możliwe są nadużycia. Od lat znane i opisywane jest np. zjawisko przedstawiania w pozytywnym świetle wyników badań sponsorowanych przez firmy farmaceutyczne (1). Dzięki temu jednak badania sponsorowane przez pharma bussines są uznane za nieco mniej wiarygodne niż badania ze środków publicznych. Każdy badacz sponsorowany przez firmy farmaceutyczne w razie publikacji wyników badań jest zobowiązany do złożenia oświadczenia o istnieniu konfliktu interesów (np. faktu, że jest sponsorowany przez firmę, której produkt badał). Takie oświadczenia są publicznie dostępne na stronach internetowych czasopism naukowych. Dzięki temu łatwo zidentyfikować badania, które tracą przez to na wiarygodności (nie w sensie EBM).
Istnieje podejrzenie, że w 2009 roku WHO ogłosiła wybuch pandemii grypy w wyniku lobbingu firm farmaceutycznych produkujących szczepionkę. Trwa w tej sprawie śledztwo. Jeżeli wyniki śledztwa potwierdzą ten zarzut, to będzie to jeden z największych skandali tego typu. Podejrzenia dotyczące manipulacji pojawiły się bardzo szybko i zostały natychmiast upublicznione. Moim zdaniem potwierdza to, że system alarmowy dotyczący wiarygodności wyników badań działa.
Podobne błędy są niezmiernie mało prawdopodobne (celowo nie używam określenia nieprawdopodobne) w przypadku szczepień obowiązkowych. Badania nad nimi trwały bowiem wiele lat i spełniają najwyższe standardy wiarygodności.
d) Istnieje ryzyko wystąpienia powikłań po procedurze medycznej (np. po szczepieniu)
Każda procedura medyczna niesie za sobą pewne ryzyko. Albo ufasz wynikom badań i rachunkowi prawdopodobieństwa, i szczepisz, albo poddajesz się emocjom po obejrzeniu np. filmu o bliźniakach z Lublina.
Warto dodać jednak, że w drugim przypadku wyciągasz nieprawidłowe wnioski z analizy danych - wybrałeś bowiem rozwiązanie bardziej ryzykowne dla swojego dziecka.
e) Mój znajomy lekarz jest sceptyczny wobec szczepień
W lipcu 2011 r. w Polsce liczba czynnych zawodowo lekarzy wynosiła 121,4 tys. Wśród nich znajdą się na pewno tacy, którzy są sceptyczni wobec różnorakich procedur medycznych. Problem polega na tym, aby wiedzieć, czy dany lekarz ignoruje wyniki badań biomedycznych, czy nie. W styczniowej "Medycynie po Dyplomie" opisywałem historię pediatry mojego dziecka, który powiedział, że nie przepisze dziecku jakiegoś leku, bo jego wnuk po nim wymiotował. W takim wypadku nie ma sensu przeprowadzać wiarygodnych, długotrwałych badań na dużych próbach!
f) Szczepienia przyczyniają się do powstania autyzmu
W 1998 r. Andrew Wakefield opublikował badania, wedle których szczepienia wiążą się z powstaniem autyzmu. Wkrótce okazało się, że dane, których użył zostały sfałszowane (2).
O niskiej wiarygodności wypowiedzi legendy polskiego ruchu antyszczepionkowego, prof. Majewskiej powiedziano już wystarczająco dużo.
Wszystkie powyższe powody sprawiają, że uznając konieczność darzenia instytucji życia publicznego ograniczonym zaufaniem, kibicując różnym formom monitorowania ich i piętnowania ich nadużyć, uważam, że ruch antyszczepionkowy to dead end.
Unikanie obowiązkowego szczepienia dzieci jest nieracjonalne, nieodpowiedzialne i nieetyczne.
(1) Als-Nielsen, B. (2003). Association of Funding and Conclusions in Randomized Drug Trials: A Reflection of Treatment Effect or Adverse Events? JAMA: The Journal of the American Medical Association, 290 (7), 921-928 DOI: 10.1001/jama.290.7.921
(2) Godlee F, Smith J, & Marcovitch H (2011). Wakefield's article linking MMR vaccine and autism was fraudulent. BMJ (Clinical research ed.), 342 PMID: 21209060
Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.microbiologyonline.org.uk/
