Przejdź do głównej zawartości

Siła charakteru – czyli kilka słów o etyce cnót plus morał gratis

Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: profesor filozofii na co dzień zajmujący się etyką, doskonały znawca Kanta, Arystotelesa i św. Tomasza z Akwinu, okazuje się być seryjnym zabójcą. W dzień prawi o dzielności etycznej i imperatywie kategorycznym, a nocami napada na samotne kobiety i morduje je w okrutny sposób. Złapany przyznaje się do winy. „Wiem, że źle czyniłem – mówi – ale nie mogłem się opanować. Te straszliwe żądze były silniejsze niż zasady rozumu, w które wierzę!”
Przykład ten pokazuje nam, że aby postępować moralnie nie wystarczy wiedzieć, co należy robić, ale trzeba też mieć odpowiednio ukształtowaną emocjonalność i popędliwość. U człowieka z dobrym charakterem (cnotliwego, dzielnego etycznie) emocje i popędy z łatwością podporządkowują się etycznym zasadom rozumu. Emocje i popędy zresztą, jak powszechnie wiadomo, nie poddają się żadnej intelektualnej perswazji, a kształtuje je regularny trening. Biegacz chcąc biegać szybciej, biega. Biegając, trenuje bieg. Może oczywiście wykonywać dodatkowe ćwiczenia, mają one jednak charakter pomocniczy. Nie ma przecież sprintera, który osiągnąłby doskonałe rezultaty nie biegając wcale, a w zamian wykonując inne ćwiczenia. Podobnie jest z etycznym postępowaniem: ćwiczymy się w nim etycznie postępując. Moralność nie wymaga więc – twierdzą zwolennicy etyki cnót – zbyt wielu intelektualnych zabiegów, jest kształceniem emocji i popędów w taki sposób, aby działały prawidłowo w określonych sytuacjach. Zachowanie moralne w przeważającej mierze jest zachowaniem odruchowym, automatycznym: pomagam słabszemu, bo czuję, że powinienem to zrobić, mówię prawdę, bo czuję, że tak się robi.
Emocje i popędy kształci się za pomocą kar i nagród. Taki behawioralny trening przez wzmocnienie i tłumienie pewnych zachowań jest oczywiście najskuteczniejszy w dzieciństwie. Stąd etyka cnót kładzie duży nacisk na zachowanie dobrych obyczajów. Nie można przecież kształtować dobrego charakteru środowisku pełnym występku i zepsucia.
„Czyli w etyce cnót brak jest miejsca na namysł i wątpliwości?” – zapyta sceptyk. „Jeśli masz wątpliwość – powie zwolennik etyki cnót – spytaj eksperta”. Rozwój etyki cnót wynika z rozczarowania etyką opartą na próbie rozumowego uzasadnienia przekonań moralnych oraz niekonluzywnością sporów etycznych. „W niektórych sytuacjach nie wiemy jak postąpić, nie mamy też narzędzi, które pozwoliłby nam skutecznie rozwiązać nasze dylematy. Z doświadczenia wiemy jednak, że istnieją ludzi z darem niezwykłego wyczucia i wrażliwości etycznej. To właśnie eksperci moralni. Jeśli ktoś w ogóle może rozstrzygnąć, co należy czynić w tej niezwykle trudnej sytuacji, to właśnie oni” – mówią zwolennicy etyki cnót. Problem polega jednak na tym, że nie ma zgody co do tego, kto może być takim ekspertem. Podobne trudności rodzi dokładne określenie predyspozycji jakie powinien posiadać ekspert moralny. W etyce cnót dochodzimy zatem do podobnej sytuacji, jak w aksjologii: nie spieramy się już o to, co należy czynić lub co jest wartością, ale o to, jakie predyspozycje powinien mieć podmiot moralny, aby w przypadku etyki cnót dobrze postąpić lub, w przypadku aksjologii, dokonać prawidłowego wglądu w istotę wartości.
Mimo wspomnianych braków etyka cnót wskazuje na ważny aspekt życia moralnego: jego emotywny i popędowy składnik, który powinien być kształtowany przez odpowiedni trening i środowisko. Na nic bowiem zda się znajomość koncepcji etycznych, biegłość w rozumowaniu, a nawet uznanie słuszności zasad etycznych, jeśli nasz charakter będzie zepsuty.

Popularne posty z tego bloga

Refundacja do decyzji NFZ

Ile powinny kosztować leki? „Najmniej jako to możliwie” - można by zaryzykować odpowiedź i uzasadnić ją w sposób następujący. Zdrowie jest szczególnego rodzaju dobrem, takim dobrem, które, jeśli to możliwe, powinno być w jak największym stopniu wyłączone ze swobodnej gry rynkowej. Każdy powinien dostawać jak największą ilość zdrowia. Oczywiście zdrowia nie można ot tak sobie rozdzielić. Dystrybuować możemy tylko te dobra, które na zdrowie mają bezpośredni lub pośredni wpływ, na przykład opiekę medyczną, leki, wodę pitną itd. Dochodzimy zatem do pewnego rynkowego paradoksu. Zwykle jest bowiem tak, że dobra, które są bardzo pożądane, a których podaż jest ograniczona, są drogie. Zdrowie uznajemy zaś za jedną z największych wartości, a jednocześnie sądzimy, że należy za nią płacić jak najmniej. Zastanówmy się jednak, co dokładnie może znaczyć odpowiedź „możliwie jak najmniej” i czy rzeczywiście wynika ona z twierdzenia, iż zdrowie jest wartością fundamentalną. Po pierwsze możemy zapyt

Protokół z Groningen

W czasopiśmie Medycyna Wieku Rozwojowego (1) pojawiły się niedawno opracowane przez zespół lekarzy, psychologów, etyków i prawników Rekomendacje dotyczące postępowania z matką i noworodkiem urodzonym na granicy możliwości przeżycia. Jak pokazują badania, wielu lekarzy pracujących na oddziałach intensywnej opieki neonatologicznej podejmuje decyzje o rozpoczęciu lub przerwaniu terapii noworodków urodzonych na granicy przeżycia (2). Decyzje takie są związane z wieloma dylematami etycznymi. Gdy byłem ostatnio w Holandii, a dokładnie w Groningen, przeglądałem tamtejszą prasę, w dzienniku NRC-Next z 17 stycznia zaciekawił mnie wywiad z Borem Verkroostem, mężczyzną, który, cierpi na rzadką chorobę Epidermolysis Bullosa (EB), czyli pęcherzowe oddzielanie się naskórka. Choroba ta charakteryzuje się powstawaniem pęcherzy w obrębie naskórka, błony podstawnej lub skóry właściwej. Pęcherze te powstają na skutek np. dotyku i są bardzo bolesne. W dalszym rozwoju tej choroby mogą stać się przyczy

Prywatność w szpitalu

Życie rozpieszcza chyba tylko nielicznych, w każdym razie bywa tak, że i bioetyk musi poleżeć przez kilka dni w szpitalu. Leży więc obserwuje i przysłuchuje się. Oto grarść obserwacji, swego rodzaju sprawozdanie z obserwacji uczestniczącej. Świadectwo naszej szpitalnej kultury. Szpital, w którym rzecz przebiega jest duży, duże jest miasto, w którym szpital się znajduje. Co więcej, jest to jednostka leczniczo-akademica. „Pacjent przed przyjęciem dostaje numer MIP – medyczny identyfikator pacjenta – swego rodzaju broń, dzięki której może ochronić swoją prywatność: jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś o zdrowiu pacjenta musi znać jego numer MIP. Znając MIP mogę np. zadzwonić i zapytać, czy taka a taka osoba została przyjęta na oddział” - taką informację dostaję od pani, która wypisuje kartę przyjęcia. Następnie otrzymuję do wypełnienia formularz A4; muszę podpisać w kilku miejscach; zgoda na leczenie, zgoda na udzielanie informacji osobom, które np. dzwonią i chcą się dowiedzieć, czy je