Przejdź do głównej zawartości

Deklaracja wiary, czemu nie?


Deklaracja wiary
katolickich lekarzy – wyryta na kamiennych tablicach - stała się ostatnio szeroko komentowanym wydarzeniem. Pojawiły się głosy, że lekarze, którzy tę deklarację podpisali, powinni przestać wykonywać swój zawód, albo wykonywać go tylko w Watykanie. Inni znów twierdzą, że wspaniale jest: katolicy wyszli z szafy. Teraz już nikt nie będzie miał wątpliwości, że od doktora X pigułek antykoncepcyjnych nie dostanie.
W zasadzie w samym fakcie manifestacji wiary nie ma przecież nic złego. Każdy z nas ma prawo do tego, aby wierzyć w to, co mu się żywnie podoba i nikt nie ma prawa nas pouczać o tym, czy nasza wiara jest mądra, czy nie. Dlaczego lekarze nie mogą składać swoich własnych deklaracji? Niech składają! Lekarze katolicy, lekarze muzułmanie, lekarze żydzi i lekarze ateiści. Dla każdego przecież jest jasnym, że medycyna nie jest sprawą czysto technologiczną. Medycyna zanurzona jest wartościach moralnych i religijnych. Katolicy, uważają, że aborcja jest morderstwem. Ktoś może jednak sądzić, że ludzki zarodek we wczesnym okresie swego życia nie ma pełnego statusu moralnego i kobieta ma prawo usunąć ciążę z byle jakiego powodu. Podobno żyjemy w pluralistycznym społeczeństwie i podobno nie ma niezbitych racji moralnych, które pozwalałby zwyciężyć ateiście nad katolikiem i ustanowić ateistyczne prawo. Niech zatem ateiści leczą się w ateistycznych szpitalach, a katolicy w katolickich. Każdy będzie miał jasność: lekarz, który jest katolikiem nie wykona in vitro ani aborcji – ateista nie ma po co się tam wybierać. A też i katolik może się wybrać doń ze spokojnym sercem, bo wie, że katolicki lekarz nie zaproponuje mu żadnej procedury, która nie została zaaprobowana przez papieża. Może właśnie nadszedł czas, abyśmy w naszym kraju mogli żyć tak jak chcemy: po katolicku i leczyć się u katolickich lekarzy, którzy będą dbali nie tylko o nasze ciała, ale też o zbawienie duszy. Lub właśnie nie po katolicku, po świecku, u lekarzy świeckich, którzy kierować się będą innymi priorytetami. Można przecież pójść w tym dalej, i choć piszę z lekką ironią, wcale nie sądzę, aby było to niedorzeczne: uczmy się w szkołach o określonym profilu światopoglądowym, oglądajmy odpowiednio sprofilowane telewizje, czytajmy tylko nasze gazety, uczmy się na naszych uniwersytetach. Ale przecież my już to właściwie robimy. A może nie?
Możemy zacząć żyć w osobnych wspólnotach. Wspólnotach, które będą się tworzyć wokół pewnych określonych systemów wartości świeckich lub religijnych. Każdy w swoim własnym małym getcie. No co, przecież tak jest w Nowym Jorku! I w kilku jeszcze innych fajnych miastach na świecie!
Póki co nie żyjemy jednak w Nowym Jorku. „This is not America”. Nie poruszamy się w obrębie kulturowych gett, lecz po wspólnym w miarę neutralnym światopoglądowo gruncie. Dajemy sobie możliwość powiedzenia „nie”, ale nie nikt z nas nie angażuje się w działania apostolskie. A może te czasy powoli się kończą? Czy raczej nigdy się nie zaczęły?
Polskie prawo daje lekarzowi możliwość nie podejmowania działania, które sprzeciwia się jego sumieniu. Artykuł 4 Kodeksu Etyki Lekarskiej stwierdza, że „Dla wypełnienia swoich zadań lekarz powinien zachować swobodę działań zawodowych, zgodnie ze swoim sumieniem i współczesną wiedzą medyczną”. Natomiast artykuł 7 KEL idzie dalej i mówi „W szczególnie uzasadnionych wypadkach lekarz może nie podjąć się lub odstąpić od leczenia chorego, z wyjątkiem przypadków nie cierpiących zwłoki. Nie podejmując albo odstępując od leczenia lekarz winien wskazać choremu inną możliwość uzyskania pomocy lekarskiej.” Obecność tego przepisu nasila, jak twierdzi prof. Kazimierz Szewczyk: „napięcie między dwoma normami – obowiązku dbania o dobro podopiecznych, do której to dbałości lekarze są przede wszystkim powołani oraz nakazu zabiegania o dobro współbraci, łącznie z własnym indywidualnym interesem” (Bioetyka. Medycyna na granicy życia, s. 80). Prof. Szewczyk twierdzi, że obecnie obowiązujący Kodeks Etyki Lekarskiej stanowi „kontynuację tendencji do izolacji środowiska lekarskiego”, jego zdaniem taka izolacja może przyczyniać się do lekceważenia prawa (tamże, s. 83). Wydaje się, że Deklaracja wiary przynajmniej w odczuciu części społeczeństwa, a także wielu publicystów jeszcze tę izolację – jeśli nie całego środowiska lekarskiego, to przynajmniej znaczącej jego części – pogłębia. Przez długi czas lekarze sądzili, że są w szczególny sposób poznawczo uprzywilejowani: tylko lekarz jest w stanie rozpoznać, co jest dobre dla pacjenta. Teraz to społeczeństwo rozstrzyga w publicznej debacie bioetycznej, co jest dobre dla pacjenta i w demokratycznym procesie uchwala odpowiednie prawo. Nie znaczy to, że społeczeństwo staje się ekspertem w dziedzinie medycyny. Lekarz dalej jest jedynym fachowcem, który jest w stanie zrealizować dobro pacjenta. Jednak to sam pacjent rozstrzyga o tym, czy dalej chce być leczony i czy akceptuje zaproponowaną przez lekarza terapię. Moment, w którym lekarze utracili swój poznawczy przywilej rozstrzygania o dobru i złu nazywa się rewolucją bioetyczną. W Polsce rewolucja ta powoli się dokonuje. Choć może nie jest to w naszym przypadku rewolucja, a ewolucja bioetyczna: powoli i stopniowo poprzez wprowadzanie odpowiedniego prawa społeczeństwo przejmuje kontrolę nad definiowaniem dobra pacjenta. To poprzez odpowiednie ustawy ustala się priorytety w opiece zdrowotnej, określa dozwolone medycznie procedury itd. (Przyznaję w Polsce idzie to naprawdę wolno, szczególnie w kwestiach takich jak in vitro czy testament życia).
A tu nagle lekarze katoliccy wyskakują z Deklaracją wiary. Deklaracja ta jest na tyle mętna, że można ją rozumieć na bardzo wiele sposobów. Można rozumieć ją jako niewinny coming-out. W zasadzie nic nowego, ograniczenie się do stwierdzenia: jestem katolikiem i aborcji i eutanazji nie wykonam. W sumie, gdyby miała ona tylko tyle znaczyć, to cała medialna i internetowa wrzawa wokół niej byłaby zupełnie niezrozumiała. Ale z uwagi na swe wyjątkową wręcz niejasność (jak np. interpretować frazę: "ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne") można ją też rozumieć odmiennie. Tak została ona zrozumiana, jak sądzę, przez znaczną część opinii publicznej: „my lekarze-katolicy (czyli większość) wiemy najlepiej co jest dobre, a co złe dla pacjenta, a co więcej wiedza nasza jest Boskiej proweniencji”. Duża część osób ma więc poczucie, że władza, jaką nad medycyną dzięki rewolucji (ewolucji) bioetycznej zyskali, znów wymyka im się z rąk. Co gorsza władza ta wpada już nie tylko w ręce samych lekarzy, ale lekarzy i kapłanów. I teraz to lekarze i kapłani będą nam mówić i ustanawiać, co jest dobrem pacjenta. Budzi to zrozumiałe obawy i sprzeciw.
W mojej opinii na dłuższą metę nie ma się czego bać. Władza pozostanie w rękach ludu. Deklaracja ta wypływa z chęci wywołania moralnego wzmożenia wśród katolickich lekarzy. Z pewnością część z nich pod wpływem Deklaracji nie tylko będzie odmawiać wypisywania leków antykoncepcyjnych, ale będą też przekonywać swoich pacjentów do naturalnych metod planowania rodziny, inni zaś zapewniać będą o stuprocentowej skuteczności metody naprotechnologicznej (agitując na rzecz tychże procedur w placówkach publicznych będą się w sposób oczywisty mijać z powołaniem). Powoli jednak katoliccy lekarze – właśnie dzięki Deklaracji wiary – będą leczyć tylko tych katolików, którzy chcą być przez katolickich lekarzy leczeni. Państwowa służba zdrowia będzie, a przynajmniej taką mam nadzieję, kontrolowana przez demokratyczne społeczeństwo.
P.S. Kilka słów o klauzuli sumienia w Polsce.
12 listopada 2013 roku Komitet Bioetyki przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk przedstawił swoje stanowisko w sprawie tzw. klauzuli sumienia. Komitet oparł swoją opinię o analizę istniejących w polskim prawie przepisów oraz o praktykę stosowania tzw. klauzuli sumienia przez lekarzy, pielęgniarki i położne. Analiza ta była potrzeba bowiem praktyka powoływania się na klauzulę sumienia niejednokrotnie pozbawia polskie obywatelki dostępu do legalnych i gwarantowanych przez prawo świadczeń zdrowotnych. Komitet Bioetyki stwierdza, że zgodnie z polskim prawem lekarz, pielęgniarka lub położna (ale już nie farmaceuta) nie może odmówić wykonania świadczenia zdrowotnego, gdy „zwłoka w udzieleniu pomocy mogłaby spowodować niebezpieczeństw utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia pacjenta, oraz w innych przypadkach nie cierpiących zwłoki”. Nadto każda powołująca się na klauzulę sumienia lekarka, czy pielęgniarz, mają ustawowy obowiązek wskazania realnej możliwości uzyskania tego świadczenia u innej lekarki albo pielęgniarza, bądź w innym podmiocie medycznym. Każda odmowa wykonania świadczenia zdrowotnego powinna być odnotowana w dokumentacji medycznej. Przepisy każdą też lekarce informować swoją przełożoną na piśmie o nie wykonywaniu określonych świadczeń.
Komitet Bioetyki oprócz przypomnienia polskich regulacji zwraca też uwagę na kilka istotnych spraw. Po pierwsze sumienie przysługuje jedynie osobom fizycznym. A więc na tę klauzulę nie mogą powoływać się całe placówki czy instytucje służby zdrowia. Co więcej, zdaniem Komitetu Bioetyki każde powołanie się na klauzulę sumienia powinno odwoływać się do jakiejś konkretnej normy etycznej – która dla danej osoby jest ważna. Zgoda na klauzulę sumienia nie jest bowiem zgodną na „widzi mi się”, lecz winna być odpowiednio uzasadniona. Nie można na klauzulę powoływać się w sytuacjach niecierpiących zwłoki. Zdaniem Komitetu każdy decydując się na obranie zawodu lekarza bądź pielęgniarki musi mieć świadomość, że jest to szczególny zawód związany z obowiązkiem służenia dobru pacjenta. Obowiązek ten w niektórych sytuacjach (tj. w sytuacjach niecierpiących zwłoki) jest nadrzędny względem osobistego światopoglądu. W końcu odmowa wykonania świadczenia nie może być mylona z odmową rzetelnej informacji na temat dostępnych świadczeń oraz przysługujących pacjentowi praw.
Komitet Bioetyki stwierdza też, że klauzula sumienia pozwala odmówić wykonania świadczenia tylko w przypadku osobistego wykonywania świadczenia. Tylko bowiem w takich przypadkach działanie podjęte przez lekarkę lub pielęgniarkę „bezpośrednio narusza bądź stwarza realne zagrożenie dla dobra”, które lekarka lub pielęgniarz chcą chronić. Dlatego lekarka nie może odmówić wypisania recepty, skierowania na badania prenatalne, dostarczenia niezbędnej informacji o technikach zapłodnienia pozaustrojowego. W tych bowiem przypadkach jej działanie nie wiąże się z osobistym podejmowaniem czynności, które zagrażają cennemu dlań dobru. Komitet Bioetyki proponuje pewne konkretne rozwiązania instytucjonalne, które mają gwarantować z jednej strony pewny i realny dostęp do legalnych świadczeń pacjentom, a z drugiej strony respektować sumienie poszczególnych lekarzy.
Stanowisko Komitetu zostało przyjęte głosami 24 za i 2 przeciw. Prof. Barbara Chyrowicz SSpS – sformułowała w tej sprawie zdanie odrębne. Jej wątpliwości dotyczyły dwóch kwestii. Po pierwsze przepisywania środków postkoitalnych oraz uwzględnienia opinii kobiety w orzeczeniu, które może kwalifikować ją do usunięcia ciąży. W pozostałych punktach opinia prof. Chyrowicz była zgodna z stanowiskiem Komitetu.

Popularne posty z tego bloga

Refundacja do decyzji NFZ

Ile powinny kosztować leki? „Najmniej jako to możliwie” - można by zaryzykować odpowiedź i uzasadnić ją w sposób następujący. Zdrowie jest szczególnego rodzaju dobrem, takim dobrem, które, jeśli to możliwe, powinno być w jak największym stopniu wyłączone ze swobodnej gry rynkowej. Każdy powinien dostawać jak największą ilość zdrowia. Oczywiście zdrowia nie można ot tak sobie rozdzielić. Dystrybuować możemy tylko te dobra, które na zdrowie mają bezpośredni lub pośredni wpływ, na przykład opiekę medyczną, leki, wodę pitną itd. Dochodzimy zatem do pewnego rynkowego paradoksu. Zwykle jest bowiem tak, że dobra, które są bardzo pożądane, a których podaż jest ograniczona, są drogie. Zdrowie uznajemy zaś za jedną z największych wartości, a jednocześnie sądzimy, że należy za nią płacić jak najmniej. Zastanówmy się jednak, co dokładnie może znaczyć odpowiedź „możliwie jak najmniej” i czy rzeczywiście wynika ona z twierdzenia, iż zdrowie jest wartością fundamentalną. Po pierwsze możemy zapyt

Protokół z Groningen

W czasopiśmie Medycyna Wieku Rozwojowego (1) pojawiły się niedawno opracowane przez zespół lekarzy, psychologów, etyków i prawników Rekomendacje dotyczące postępowania z matką i noworodkiem urodzonym na granicy możliwości przeżycia. Jak pokazują badania, wielu lekarzy pracujących na oddziałach intensywnej opieki neonatologicznej podejmuje decyzje o rozpoczęciu lub przerwaniu terapii noworodków urodzonych na granicy przeżycia (2). Decyzje takie są związane z wieloma dylematami etycznymi. Gdy byłem ostatnio w Holandii, a dokładnie w Groningen, przeglądałem tamtejszą prasę, w dzienniku NRC-Next z 17 stycznia zaciekawił mnie wywiad z Borem Verkroostem, mężczyzną, który, cierpi na rzadką chorobę Epidermolysis Bullosa (EB), czyli pęcherzowe oddzielanie się naskórka. Choroba ta charakteryzuje się powstawaniem pęcherzy w obrębie naskórka, błony podstawnej lub skóry właściwej. Pęcherze te powstają na skutek np. dotyku i są bardzo bolesne. W dalszym rozwoju tej choroby mogą stać się przyczy

Prywatność w szpitalu

Życie rozpieszcza chyba tylko nielicznych, w każdym razie bywa tak, że i bioetyk musi poleżeć przez kilka dni w szpitalu. Leży więc obserwuje i przysłuchuje się. Oto grarść obserwacji, swego rodzaju sprawozdanie z obserwacji uczestniczącej. Świadectwo naszej szpitalnej kultury. Szpital, w którym rzecz przebiega jest duży, duże jest miasto, w którym szpital się znajduje. Co więcej, jest to jednostka leczniczo-akademica. „Pacjent przed przyjęciem dostaje numer MIP – medyczny identyfikator pacjenta – swego rodzaju broń, dzięki której może ochronić swoją prywatność: jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś o zdrowiu pacjenta musi znać jego numer MIP. Znając MIP mogę np. zadzwonić i zapytać, czy taka a taka osoba została przyjęta na oddział” - taką informację dostaję od pani, która wypisuje kartę przyjęcia. Następnie otrzymuję do wypełnienia formularz A4; muszę podpisać w kilku miejscach; zgoda na leczenie, zgoda na udzielanie informacji osobom, które np. dzwonią i chcą się dowiedzieć, czy je