Przejdź do głównej zawartości

Śmierć w domu

W Gazecie wyborczej można znaleźć następującą informację: "Jak pisze brytyjska edycja internetowego dziennika "Huffington Post", więcej niż jedna piąta Brytyjczyków woli umrzeć w domu niż w szpitalu. Ze statystyk wynika jednak, że ponad 60 proc. Brytyjczyków umiera w szpitalach, domach opieki czy hospicjach. Zespół ekspertów King's College przebadał statystyki zgonów z lat 2004-2010 w Anglii i Walii. Okazało się, że o ile w 2004 roku w domu umarło 93907 osób, to w 2010 już 102416 (czyli nieco ponad 20 proc. wszystkich zgonów). To odwrócenie trendu po raz pierwszy od 1973 roku. Od tamtego czasu liczba zgonów w domu zmniejszyła się o połowę.

Zdaniem Barbary Gomes z zespołu naukowców King's College odwrócenie trendu oznacza, że zmieniło się podejście do "zinstytucjonalizowanej śmierci". Sporą zasługę ma w tym brytyjski rząd, który wcielał w życie różne programy sprzyjające zakończeniu życia wśród bliskich.

Z odwrócenia trendu cieszy się Michelle Mitchell, szefowa organizacji Age UK prowadzącej kampanię na rzecz ludzi w podeszłym wieku. Zauważa jednak, że w związku z tym wzrasta zapotrzebowanie na najlepszej jakości opiekę paliatywną, która powinna być zapewniana ludziom w domach zgodnie z ich oczekiwaniami."

Ciekaw jestem, jak wyglądałyby podobne badania przeprowadzone w Polsce. Kraje Zachodu były w awangardzie medykalizacji śmierci. Śmierć została umieszczona w sterylnej szpitalnej przestrzeni. Teraz w wielu krajach dokonuje się odwrotny proces – ludzie chcą umierać w domu. Można by zaryzykować hipotezę, że medykalizacja śmierci jest związana z indywidualistyczną kulturą liberalnych demokracji. Tym bardziej jeśli spojrzy się na społeczeństwa kolektywnych kultur: śmierć jest zrytualizowana, w rytuale odchodzenia z tego świata uczestniczy cała rodzina i niektórzy przedstawiciele społeczności. Czym więc wyjaśnić ten trend? Dlaczego rząd Wielkiej Brytanii promuje śmierć w domu? Po pierwsze można powiedzieć, że śmierć w domu jest korzystna dla całej społeczności, ponieważ jest tańsza. Znaczną część opieki umierającym może przyjąć jego rodzina. Po drugie śmierć w domu może być lepsza dla umierającego, bo lepiej jest umierać w domu. W swoim własnym domu też często łatwiej zachować niezależność i godność. Wiele osób chce umierać w domu z obawy przed władzą lekarzy i współczesnej medycyny. Innymi słowy, odwróceniu tendencji instytucjonalizacji śmierci winien jest indywidualizm: wolnorynkowy - promowany przez przeciążone finansowo państwo i światopoglądowy - który leży u podstaw wyznaczania granic własnego życia i wyboru sposobu w jaki chce się umierać.

Śmierć w szpitalu może być też jednak wyrazem troski i oddania. W niektórych krajach rozwijających się, tam, gdzie opieka medyczna nie jest powszechnie dostępna i pozwolić sobie mogą na nią tylko nieliczni, przyjmuje się obyczaj oddawania ludzi umierających do szpitali w ostatnich dniach ich życia. Koszty, które trzeba w związku z tym ponieść są wyrazem miłości i troski, którą umierającemu okazuje najbliższa rodzina.

Zdjęcie ze strony: http://www.huffingtonpost.co.uk/2012/01/18/dying-at-home-terminal-illness_n_1213349.html

Popularne posty z tego bloga

Refundacja do decyzji NFZ

Ile powinny kosztować leki? „Najmniej jako to możliwie” - można by zaryzykować odpowiedź i uzasadnić ją w sposób następujący. Zdrowie jest szczególnego rodzaju dobrem, takim dobrem, które, jeśli to możliwe, powinno być w jak największym stopniu wyłączone ze swobodnej gry rynkowej. Każdy powinien dostawać jak największą ilość zdrowia. Oczywiście zdrowia nie można ot tak sobie rozdzielić. Dystrybuować możemy tylko te dobra, które na zdrowie mają bezpośredni lub pośredni wpływ, na przykład opiekę medyczną, leki, wodę pitną itd. Dochodzimy zatem do pewnego rynkowego paradoksu. Zwykle jest bowiem tak, że dobra, które są bardzo pożądane, a których podaż jest ograniczona, są drogie. Zdrowie uznajemy zaś za jedną z największych wartości, a jednocześnie sądzimy, że należy za nią płacić jak najmniej. Zastanówmy się jednak, co dokładnie może znaczyć odpowiedź „możliwie jak najmniej” i czy rzeczywiście wynika ona z twierdzenia, iż zdrowie jest wartością fundamentalną. Po pierwsze możemy zapyt

Protokół z Groningen

W czasopiśmie Medycyna Wieku Rozwojowego (1) pojawiły się niedawno opracowane przez zespół lekarzy, psychologów, etyków i prawników Rekomendacje dotyczące postępowania z matką i noworodkiem urodzonym na granicy możliwości przeżycia. Jak pokazują badania, wielu lekarzy pracujących na oddziałach intensywnej opieki neonatologicznej podejmuje decyzje o rozpoczęciu lub przerwaniu terapii noworodków urodzonych na granicy przeżycia (2). Decyzje takie są związane z wieloma dylematami etycznymi. Gdy byłem ostatnio w Holandii, a dokładnie w Groningen, przeglądałem tamtejszą prasę, w dzienniku NRC-Next z 17 stycznia zaciekawił mnie wywiad z Borem Verkroostem, mężczyzną, który, cierpi na rzadką chorobę Epidermolysis Bullosa (EB), czyli pęcherzowe oddzielanie się naskórka. Choroba ta charakteryzuje się powstawaniem pęcherzy w obrębie naskórka, błony podstawnej lub skóry właściwej. Pęcherze te powstają na skutek np. dotyku i są bardzo bolesne. W dalszym rozwoju tej choroby mogą stać się przyczy

Prywatność w szpitalu

Życie rozpieszcza chyba tylko nielicznych, w każdym razie bywa tak, że i bioetyk musi poleżeć przez kilka dni w szpitalu. Leży więc obserwuje i przysłuchuje się. Oto grarść obserwacji, swego rodzaju sprawozdanie z obserwacji uczestniczącej. Świadectwo naszej szpitalnej kultury. Szpital, w którym rzecz przebiega jest duży, duże jest miasto, w którym szpital się znajduje. Co więcej, jest to jednostka leczniczo-akademica. „Pacjent przed przyjęciem dostaje numer MIP – medyczny identyfikator pacjenta – swego rodzaju broń, dzięki której może ochronić swoją prywatność: jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś o zdrowiu pacjenta musi znać jego numer MIP. Znając MIP mogę np. zadzwonić i zapytać, czy taka a taka osoba została przyjęta na oddział” - taką informację dostaję od pani, która wypisuje kartę przyjęcia. Następnie otrzymuję do wypełnienia formularz A4; muszę podpisać w kilku miejscach; zgoda na leczenie, zgoda na udzielanie informacji osobom, które np. dzwonią i chcą się dowiedzieć, czy je