Przejdź do głównej zawartości

I nauka jest dla ludu!

Popularyzować znaczy upowszechniać, uprzystępniać ogółowi. Samo słowo wywodzi się od łacińskiego popularis oznaczającego powszechny, ludowy, pospolity, które znów odsyła do populus znaczącego lud, gminę (za: W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych, WP 1983). Jeśli zabieramy się za popularyzacje zakładamy, że istnieje coś ogółowi ludzi trudnodostępnego: nauka – mało zrozumiała lub sztuka – z nią też nie lepiej. Popularyzując odkrywamy, przedstawiamy tłumaczymy w specjalny, dający się łatwo przyswoić sposób, wykorzystując wszystkie możliwe kanały przekazu informacji: umiejętność czytania, zdolność oglądania, słuchania, a nawet dotyk.

Promosaurus. Poradnik promocji nauki
pod redakcją Piotra Żabickiego i Edyty Giżyckiej, wydany przez Centrum Innowacji, Transferu Technologii i Rozwoju Uniwersytetu oraz przez Uniwersytet Jagielloński ma naukowców zachęcić, zainspirować, do promocji i komercjalizacji nauki, a także dostarczyć konkretnych wskazówek i narzędzi jak to zrobić. Czym jest Promosaurus? Jest promocją promocji: czyli ma wypromować wśród naukowców idee promowania nauki i udzielić im rad, jak tę promocję robić. A w tym miejscu trzeba też powiedzieć, że Bioetyka.blogspot jest patronem tego przedsięwzięcia.

Promocyjność Promosaurusa rzuca się jako pierwsza w oczy i jest to oczywiście zaletą tej publikacji: książka jest atrakcyjna wizualnie, kolorowa, zawierająca wiele ciekawych ilustracji. Przede wszystkim jednak parząc na poszczególne jej karty możemy odnieść wrażenie, że czytamy nie tyle papierową książkę, a tekst internetowy: na marginesach, a także w stopce poszczególnych stron znajdziemy odesłania (linki) do cytatów, stron internetowych, narzędzi internetowych (takich np. jak gogle dirve, dropbox, czy screenr.com). Promocja nauki ma dziś, choć nie tylko, miejsce w Internecie – dlatego Promosaurusa powinno się czytać z otwartą przeglądarką internetową, aby na bieżąco móc śledzić, o czym mówią autorzy i do czego odsyłają nas linki umieszczone na marginesach.

Broszura zawiera 10 tekstów i wstęp. Autorami tekstów są osoby, które zawodowo zajmują się promocją i komercjalizacją nauki oraz naukowcy, których jedną z pasji jest promocją nauki. Zasadniczo wszystkie teksty w Promosaurusie składają się z dwóch elementów, w różnych proporcjach ze sobą zmieszanych: elementu motywacyjno-inspiracyjnego oraz podręcznikowego.

W tekstach, w których przeważa komponent motywacyjno-inspiracyjny autorzy starają się przekazać czytelnikom, po pierwsze, że nauka od zawsze związana jest z postępem i poprawą życia ludzkości (Bożena Podgórni, Nauki (od) zawsze stosowane). Dlatego też promując naukę o tym należy ludziom przypominać. Po drugie, starają się oni ich przekonać, że nie tylko uprawianie nauki, ale i jej popularyzacja jest ekscytująca rzeczą (Lech Manikiewicz, Dlaczego popularyzacja nauki jest dla mnie tak ważna), a ekscytacją swą popularyzatorzy powinni zarażać populum (lud). Po trzecie, że naukowiec powinien patrzeć na naukę jak na produkt. Produkt, który z jednej strony powinien stać się przedmiotem pożądania konsumenta (Piotr Żabicki, Popkultura w otoczeniu nauki). Dlatego też dobry popularyzator powinien przyswoić sobie język popkultury i w tym języku do konsumenta przemawiać. Ale z drugiej strony naukowiec powinien na swój produkt patrzeć oczami biznesmena, czyli już od samego początku zastanowić się nad tym, kto ów produkt kupi, za ile, i kiedy ta inwestycja się zwróci (Etyda Giżycka, Science market, Radosław Rudź, Wyjść z szuflady, czyli rzecz o związkach komercjalizacji i promocji nauki).

W tekstach poradnikowych czytelnik znajdzie z jednej strony bardzo wiele dobrych przykładów popularyzacji i wspólnego uprawiania nauki od crowdsourcingu do doświadczeń z prowadzenia uniwersytetu dzieci (Agata Jurkowska, Aktywna edukacja: trudna sztuka przyciągania? Krzysztof Ciesielski, Garść refleksji o popularyzacji matematyki). Czytelnik znajdzie też bardzo konkretne rady jak sporządzić ikonografikę (Żabicki), jak poprawnie prowadzić stronę internetową instytucji naukowej (Ilona Iłowiecka-Tańska, Strona internetowa: którędy do badań), bloga (Emanuel Kulczycki, Blog naukowy oraz inne narzędzia promocji nauki i naukowca w sieci) oraz jak przełożyć skomplikowaną terminologię naukową, na obrazowy i znacznie bardziej dostępny tekst (Bożena Podgórni, Justyna Jaskulska-Schab, Skomplikowana nauka w prostych słowach). Wskazówki i przykłady zaopatrzone są, jak już o tym wspomniałem, w linki do stron internetowych, które powinny stać się wzorem dla początkujących popularyzatorów oraz do narzędzi dostępnych online, dzięki którym można stworzyć ikonografikę, prezentację multimedialną, udostępnić pliki innym użytkownikom, a nawet sprawdzić przystępność popularyzatorskiego tekstu.

Promosaurus jest z pewnością ważną publikacją. Nie można kwestionować żądania, aby naukowcy, którzy korzystają przecież z publicznych pieniędzy, udostępniali w przystępnej formie istotę i wyniki prowadzonych przez siebie badań naukowych. Myślę jednak, że popularyzacja nauki i chęć uzasadnienia prowadzenia często drogich i mało zrozumiałych dla ludzi eksperymentów przez odwołanie się do wartości takich jak postęp i technologia może być na dłużą metę nieszczególnie korzystne dla nauki. Naukę uprawia się dla niej samej – tak jak sztukę uprawia się dla sztuki. I jeśli już coś mamy „sprzedawać” masom, to właśnie tę ideę: bezinteresownego poznawania otaczającej nas rzeczywistości. Bardzo wiele takich działań przecież się udaje. Sami autorzy powołują się na przykład CERN-u, który dzięki odpowiedniej promocji „sprzedał” ludziom idee badań nad materią. Szerokie zainteresowanie badaniami kosmosu czy wielorybów, pokazuje, że uzasadnieniem dla nauki jest nie tylko technologiczna skuteczność jej ewentualnych zastosowań. Utrwalenie przekonania, że inwestycja w naukę powinna się zwrócić w postaci „produktu” posiadającego wycenę rynkową nie jest dla nauki korzystne. Znaczenie lepiej przekazywać ludziom, że uprawianie nauki wiążę się z wielkimi, niezwykle intensywnymi emocjami i przeżyciami, które cenimy dla nich samych (nauka jest dobra, albo nawet lepsza niż seks – tak przynajmniej twierdzi Lech Mankiewicz, s. 17).

Na koniec w kilku słowach o popularyzacji bioetyki. Jako współautor tego bloga stawiam sobie za cel (oczywiście nie zawsze mi się to udaje – czytelnik może to zresztą sam ocenić) w sposób możliwie wszechstronny i przystępny naświetlić rozmaite problemy czy zagadnienia bioetyczne. Jednocześnie nie wzbraniam się przed zajęciem określonego stanowiska w niektórych sprawach. Bioetyka jest nauką, w tym sensie, w jakim nauką jest racjonalna dyskusja na tematy etyczne. Niestety kwestii etycznych nie da się rozstrzygnąć w pełni racjonalny sposób: dwa w pełni racjonalne i kompetentne podmioty mogą się różnić w rozstrzygnięciu jakiegoś problemu etycznego (np. w kwestii dopuszczalności aborcji). W takim przypadku – jako cel stawiam sobie zawsze zakreślenie ram racjonalnej dyskusji, oddania sprawiedliwości obu stronom sporu – nawet jeśli ostatecznie opowiadam się tylko po jednej z nich.

Popularne posty z tego bloga

Refundacja do decyzji NFZ

Ile powinny kosztować leki? „Najmniej jako to możliwie” - można by zaryzykować odpowiedź i uzasadnić ją w sposób następujący. Zdrowie jest szczególnego rodzaju dobrem, takim dobrem, które, jeśli to możliwe, powinno być w jak największym stopniu wyłączone ze swobodnej gry rynkowej. Każdy powinien dostawać jak największą ilość zdrowia. Oczywiście zdrowia nie można ot tak sobie rozdzielić. Dystrybuować możemy tylko te dobra, które na zdrowie mają bezpośredni lub pośredni wpływ, na przykład opiekę medyczną, leki, wodę pitną itd. Dochodzimy zatem do pewnego rynkowego paradoksu. Zwykle jest bowiem tak, że dobra, które są bardzo pożądane, a których podaż jest ograniczona, są drogie. Zdrowie uznajemy zaś za jedną z największych wartości, a jednocześnie sądzimy, że należy za nią płacić jak najmniej. Zastanówmy się jednak, co dokładnie może znaczyć odpowiedź „możliwie jak najmniej” i czy rzeczywiście wynika ona z twierdzenia, iż zdrowie jest wartością fundamentalną. Po pierwsze możemy zapyt

Protokół z Groningen

W czasopiśmie Medycyna Wieku Rozwojowego (1) pojawiły się niedawno opracowane przez zespół lekarzy, psychologów, etyków i prawników Rekomendacje dotyczące postępowania z matką i noworodkiem urodzonym na granicy możliwości przeżycia. Jak pokazują badania, wielu lekarzy pracujących na oddziałach intensywnej opieki neonatologicznej podejmuje decyzje o rozpoczęciu lub przerwaniu terapii noworodków urodzonych na granicy przeżycia (2). Decyzje takie są związane z wieloma dylematami etycznymi. Gdy byłem ostatnio w Holandii, a dokładnie w Groningen, przeglądałem tamtejszą prasę, w dzienniku NRC-Next z 17 stycznia zaciekawił mnie wywiad z Borem Verkroostem, mężczyzną, który, cierpi na rzadką chorobę Epidermolysis Bullosa (EB), czyli pęcherzowe oddzielanie się naskórka. Choroba ta charakteryzuje się powstawaniem pęcherzy w obrębie naskórka, błony podstawnej lub skóry właściwej. Pęcherze te powstają na skutek np. dotyku i są bardzo bolesne. W dalszym rozwoju tej choroby mogą stać się przyczy

Prywatność w szpitalu

Życie rozpieszcza chyba tylko nielicznych, w każdym razie bywa tak, że i bioetyk musi poleżeć przez kilka dni w szpitalu. Leży więc obserwuje i przysłuchuje się. Oto grarść obserwacji, swego rodzaju sprawozdanie z obserwacji uczestniczącej. Świadectwo naszej szpitalnej kultury. Szpital, w którym rzecz przebiega jest duży, duże jest miasto, w którym szpital się znajduje. Co więcej, jest to jednostka leczniczo-akademica. „Pacjent przed przyjęciem dostaje numer MIP – medyczny identyfikator pacjenta – swego rodzaju broń, dzięki której może ochronić swoją prywatność: jeśli ktoś chce dowiedzieć się czegoś o zdrowiu pacjenta musi znać jego numer MIP. Znając MIP mogę np. zadzwonić i zapytać, czy taka a taka osoba została przyjęta na oddział” - taką informację dostaję od pani, która wypisuje kartę przyjęcia. Następnie otrzymuję do wypełnienia formularz A4; muszę podpisać w kilku miejscach; zgoda na leczenie, zgoda na udzielanie informacji osobom, które np. dzwonią i chcą się dowiedzieć, czy je