Konserwatywna frakcja PO dała ostatnio o sobie znać. Poseł Żalek „zamraża” ustawę o in vitro i przygotowuje projekt dotyczący klauzuli sumienia dla farmaceutów, a minister Gowin sprzeciwia się podpisaniu konwencji Rady Europy o ochronie kobiet przed przemocą. Ta konserwatywna ofensywa jest jednak zupełnie niespójna.
Sądzę, że najsłabszym punktem w argumentacji frakcji konserwatywnej jest kwestia klauzuli sumienia. Z zasady jestem przeciwnikiem łamania ludzkich sumień, a więc zmuszania ludzi do tego, co uznają oni złe lub zabraniania im robienia tego, co uznają za dobre. Klauzula sumienia jest z ducha liberalna.
Sumienie nie może być jednakże jedyną regułą moralną, której jesteśmy posłuszni. Granicą mojej wolności jest wolność drugiego człowieka. Istnieją zatem pewne ogólne zasady, które uznają wszyscy ludzie dobrej woli, a więc ci, którzy deklarują przestrzeganie nakazów moralności. Jak jest relacja między sumieniem, a tymi ogólnymi zasadami moralności? Ludzie dobrej woli w wielu kwestiach dotyczących moralności i religii nie zgadzają się ze sobą, a co więcej nie potrafią znaleźć żadnego zadowalającego sposobu rozstrzygnięcia niektórych kwestii moralnych. Mamy zatem taką oto sytuację: wszyscy zgadzają się, że (1) nie można zabijać niewinnych ludzi, (2) nie wolno kraść, (3) nie powinno się kłamać itd. Jednak nie wszyscy zgadzają się, że ludzki zarodek posiada takie same prawa jak dorosła osoba. Co więcej, obie strony sporu wiedzą, że nie ma w tej kwestii rozstrzygających argumentów, mimo tego że obie strony są w tym samym czasie bardzo mocno przekonane do swoich racji. Co można zatem zrobić w takiej sytuacji? Jak rozstrzygnąć spór? W takich właśnie sporach, w których trudno jest znaleźć rozwiązanie, powołujemy się na sumienie. Przywołanie władzy sumienia jest swego rodzaju intelektualną kapitulacją względem kwestii moralnych. Skoro nie wiemy, jak dany problem rozstrzygnąć, mówimy, niechaj każdy rozstrzyga w swoim sumieniu, na własną rękę.
Początkowo do sumienia odwoływali się zwolennicy tolerancji religijnej w dyskusjach jakie toczyła Europa w XVI i XVII wieku. Zwolennicy tolerancji sądzili, że są pewne zagadnienia religijnej natury, których nie da się racjonalnie rozstrzygnąć. Argumentowali ponadto, że przymuszanie kogoś do zmiany zdania w tych sprawach jest nie tylko nieskuteczne, ale i niemoralne. W owym czasie domena sumienia była bardzo wąska: nie obejmowała moralności, a jedynie niektóre kwestie religijne, dotyczące trudnych zawiłości teologicznych. Na przykład John Locke – znany zwolennik tolerancji – twierdził, że ateistów i muzułmanów zasada tolerancji nie w pełni obowiązuję: nie mogą mieć oni pełni praw obywatelskich. Z czasem jednak przestrzeń zarezerwowana dla sumienia zaczęła się rozszerzać, domena rozumu zaś kurczyć. Dziś uznajemy, że nie tylko kwestie religijne, ale i niektóre kwestie moralne nie dają się rozstrzygnąć na drodze racjonalnej dyskusji i dlatego mogą, a nawet powinny być rozstrzygane indywidualnie przez obywateli. Zasada szczególnej suwerenności sumienia ma jednak dwa oblicza. Z jednej strony pozwala nam kierować się w wielu kwestiach moralnych własnym osądem, z drugiej jednak strony powoływanie się na nią w zbyt wielu kwestiach prowadzi do rozpadu wspólnoty moralnej, do rozluźnienia się więzi społecznych. Akceptując szeroki zakres wolności sumienia, akceptujemy jednocześnie moralny pluralizm – czyli moralną różnorodność społeczeństwa liberalnego ze wszystkim jego dogodnościami i niedogodnościami. To, co wspólne zostaje zawężone do niewielkiej liczby moralnych zasad, które sprowadzają się właściwie do niekrzywdzenia inaczej myślących i inaczej żyjących. Takie liberalne społeczeństwo to społeczeństwo minimalnego moralnego i religijnego kompromisu, to społeczeństwo de facto wielu kultur i wielu sposobów życia.
Nie mam nic przeciw takiemu społeczeństwu, ale nie wiem, czy za takim społeczeństwem optuje konserwatywna frakcja PO. Przecież społeczeństwo, w którym sumienie ma szerokie prerogatywy, to społeczeństwo wolności, w którym każdy sam, wedle własnego sumienia może rozstrzygać moralne problemy, takie jak aborcja, czy zapłodnienia in vitro, to społeczeństwo, w którym można zawierać związki jednopłciowe. Jest to również takie społeczeństwo, w którym przestrzeń publiczna jest neutralna, nie ma w niej symboli religijnych, sfera polityczna jest zaś wyraźnie oddzielona od sfery sacrum. Zgadzam się więc na klauzulę sumienia dla farmaceutów, ale pod warunkiem, że w zasadniczych i problematycznych kwestiach moralnych też będę się mógł, podobnie jak inni obywatele na tę zasadę powołać. Nie zgadzam się jednak na uprzywilejowanie farmaceutów. Dlaczego tylko oni mogą wybierać w kwestii sumienia, a inni obywatele są tego wyboru pozbawieni?
Konserwatywna frakcja PO na czele z posłem Żalkiem i ministrem Gowinem posługują się klauzulą sumienia dla farmaceutów ze złą wolą, czysto instrumentalnie. Nie chodzi im o wolność sumienia obywateli, chodzi im o coś przeciwnego: o łamanie sumień. Chodzi im o to, aby w Polsce obowiązywało takie prawo, które umożliwia tylko jeden rodzaj rozstrzygnięć w zarezerwowanych dla sumienia sprawach. Chodzi im – jak zresztą zaznaczył minister Gowin – o kontrrewolucję (czytaj kontrreformację). No ale w końcu mamy rok pod patronatem Piotra Skargi...
Zdjęcie pochodzi ze strony: biurotlumaczen.art.pl